misjonarze skazani na śmierć

Paul Scheuring. 29 sierpnia 2005. 28 stycznia 2007. W Fox River szykują się zamieszki między białymi a czarnymi skazańcami. Michael wie, że potrzebuje czegoś od dwóch stron. Veronica Donovan wydaje się być pewna, iż to Lincoln jest winny śmierci Terrence’a Steadmana . 3. 3. Cell Test. Michael Scofield zostaje osadzony w więzieniu stanowym Fox River. Jest to częścią jego planu, mającego na celu wyciągnięcie z więzienia brata, Lincolna Burrowsa, który został wrobiony w morderstwo brata wiceprezydent i oczekuje na wyrok śmierci. Skazani na Shawshank skazanie skazaniec Skazany na śmierć; skazywać skażenie skażenie bakteriologiczne skażenie biologiczne skażenie chemiczne skażenie kadmem skażenie ołowiem Skażenie promieniotwórcze skażenie radioaktywne Kolejni sportowcy skazani. Sytuacja w Iranie jest coraz bardziej napięta. Wśród skazanych na śmierć są obecnie znani sportowcy: 26-letni piłkarz Amir Nasr Azadani i 22-letni karateka Muhammad Mehdi Karami, a informacje o kolejnych zmarłych i torturowanych młodych ludziach przenikają do social mediów. Piłkarz Meysam Tohidast po Europejscy misjonarze mieli być tępieni bez litości, a miejscowi zabijani. Wyznaczono wysokie nagrody za schwytanie księży. Akcja przyniosła śmierć wielu katolikom (europejskich księży topiono, a wietnamskich ćwiartowano), ale równie wielu uniknęło złego losu przekupując funkcjonariuszy mandaryńskiej administracji. Leute In Der Nähe Kennenlernen App. Informacja ta krąży po internecie od ponad 10 łańcuszki są wciąż popularne i obecnie mogą być jedną z form rozpowszechniania fałszywych informacji. Przykładem jest informacja o rzekomych 229 misjonarzach chrześcijańskich, którzy „jutro po południu zostali skazani na śmierć przez afgańskich islamistów”. Wiadomość tę przekazała Judith Carmona, misjonarka z Chihuahua, przebywająca w Afryce. Sytuacja ta ma dziać się w irańskim mieście Quaragosh, zajętym przez radykalną islamską grupę. Informacja ta pojawiła się na Facebooku 18 sierpnia w poście na grupie Błędy protestantyzmu, w poście na grupie Modlitwa Matek za dzieci, jak i 19 sierpnia w poście na grupie CZASY KONCA NA ZIEMI. Autorzy każdego wpisu wzywają do modlitwy za chrześcijańskich przedstawionego poniżej posta dołączono link do artykułu o clickbaitowym tytule „Prześladowania chrześcijan w… Krakowie”, który tak naprawdę informuje o zorganizowanym na krakowskim rynku flash mobie zwracającym uwagę na sytuację prześladowanych na świecie użytkowników zdaje się wierzyć w przedstawioną im informację, podejmując modlitwę już w komentarzach: „Boże ratuj….”, „Łącze się w bólu z Maryjo Ratujcie.”. Natomiast spora grupa wskazuje, że nie jest to prawda: „W mediach katolickich nie ma takiej Afganistanie jest 229 misjonarzy? W całym świecie jest około 2020.”, „Spam. Łańcuszek”, „To łańcuszek z 2009 roku.”.Czy podana w postach informacja to prawda?Nie, skazanie i zabicie 229 chrześcijańskich misjonarzy przez afgańskich islamistów nigdy nie miało miejsca, a przekazywana w postach informacja to łańcuszek internetowy. Amerykański portal fact-checkingowy Snopes dementował podobną informację już w 2009 roku. Wtedy to internetowy łańcuszek apelował o modlitwę za 22 rodziny misjonarskie, które zostały stracone przez afgańskich islamistów. Źródłem fałszywej informacji jest prawdziwe wydarzenie z 2007 roku, kiedy to 23 misjonarzy z Korei Południowej zostało wziętych do niewoli przez talibów; dwóch z nich zostało straconych, ich ciała porzucono, a pozostałych wypuszczono. Zaktualizowana teraz analiza wskazuje, że łańcuszek o 229 chrześcijańskich misjonarzach jest nową wersją łańcuszka sprzed 12 w poście Quaragosh jest błędnym zapisem nazwy miasta Qaraqosh, które od czerwca 2014 do października 2016 roku okupowane było przez Państwo Islamskie. Miasto zostało odbite przez irańską armię, nie jest więc pod kontrolą ani Państwa Islamskiego, ani talibów. Natomiast podana w postach jako źródło informacji przebywająca w Egipcie Meksykanka Judith Carmona jest niezidentyfikowaną misjonarką, której działalności ani wpisów czy podpisanych przez nią informacji nie da się znaleźć w Internecie. O sprawie pisały także portale AFP Sprawdzam, Konkret24 i wykazał amerykański portal Snopes, informacja o schwytaniu i zabiciu chrześcijańskich misjonarzy pojawiła się w Internecie już w 2009 roku. 12 lat temu ten internetowy łańcuszek informował o 22 misjonarskich rodzinach, teraz o 229 chrześcijańskich misjonarzach. Brak jest dowodów na prawdziwość tego wydarzenia, nie informowały o nim żadne media, w tym katolickie. Ponadto w fałszywym poście podano błędne informacje o zajęciu przez radykalną grupę islamską miasta Qaragosh, które tak naprawdę zostało w 2016 roku odbite z rąk Państwa Islamskiego. W związku z tym informacje zawarte w poście należy uznać za fałszywe. W ostatnim numerze „Wiadomości Misyjnych”, zilustrowałem dramatyczną historię prześladowania narodu irlandzkiego. W tej części opowieści rozwinę wątek ludobójstwa, jakiego w XVII wieku dokonali Anglicy na Zielonej Wyspie. Przedstawię też naszego bohatera, pierwszego męczennika Zgromadzenia „Ojca Ubogich” – Tadeusza Lee. Biedny brat Lee Zacznę od tego, że o samym Tadeuszu, wiadomo niestety bardzo mało. Św. Wincenty wspomina go tylko raz w swoich pismach. W liście do przełożonego domu świętokrzyskiego Lamberta aux Couteaux z marca 1652 r., pisze: „Biedny brat Lee, który będąc w swoim rodzinnym mieście, wpadł w ręce wroga. Ci, na oczach jego matki, odcięli mu ręce i nogi, a następnie zmiażdżyli głowę”. Uchodźca Tadeusz Lee urodził się w 1623 r. w Tough (w pobliżu Adare, w hrabstwie Limerick), rzecz jasna w Irlandii. Do Zgromadzenia Misji wstąpił w Paryżu dnia 21 października 1643 r., śluby święte złożył 7 października dwa lata później. Jak znalazł się we Francji? Otóż z racji pożogi wojennej sporo Irlandczyków było zmuszonych do ucieczki z własnej ojczyzny. Tadeusz był jednym z grupy kilkunastu rodaków, którzy będąc uchodźcami, we Francji odkryli swoje misjonarskie powołanie. Misja W latach 40. XVII wieku do Francji zaczęła docierać kolejna fala uciekinierów z Zielonej Wyspy. W 1645 r. Święta Kongregacja Rozkrzewiania Wiary zwróciła się do Wincentego z prośbą o wysłanie kilku Misjonarzy do Irlandii. Rzym pragnął w ten sposób wzmocnić ruch odrodzenia katolickiego w tym kraju, jaki nastąpił po wspomnianym w poprzednim numerze powstaniu z roku 1641. Co ciekawe sam św. Wincenty żywo interesował się wydarzeniami w Irlandii. W 1641 r., prosił on nawet kard. Richelieu o pomoc wojskową dla tego kraju. Niestety, prośba ta została odrzucona. I tak zamiast oręża wojskowego, Wincenty postanowił wysłać to, co było w jego dyspozycji, a więc pomoc duchową. Zresztą propozycję od Stolicy Apostolskiej, mógł odczytać jako wyrażenie Woli Bożej. Młodzi, gorliwi Z niewiadomych do końca przyczyn cała sprawa odwlokła się do końca 1646 r. W końcu Ojciec Ubogich, zebrał grupę sześciu Irlandczyków, młodych (najstarszy z nich miał 33 lata, a najmłodszy, T. Lee – 23 lata), pełnych zapału Misjonarzy. Byli to księża: Gerard Bryan, Edmond Barry, Dermot Duggan, Francis White. Klerycy: Dermot O’Brien i Thaddeus Lee. Wraz z nimi na misję udali się: kleryk Filip La Vacher oraz ksiądz francuski, jak i dwaj bracia pomocnicy: Francuz i Anglik. Podzielili się na dwie grupy. Na Wyspę przybyli oni na początku 1647 r., a pracę misjonarską wykonywali w dwóch diecezjach: Cashel i Limerick. Zdumiewające owoce Biskupi tych diecezji zawiadamiali Wincentego, że praca Misjonarzy: „Przyniosła większe owoce i nawróciła więcej dusz, aniżeli wszystkich pozostałych duchownych, nadto ich dobry przykład i nienaganne postępowanie sprawiły, że większość tutejszej szlachty obojga płci, stała się wzorami cnoty i pobożności, jakich nigdy u nas nie widywaliśmy przed przybyciem Misjonarzy… I chociaż ci zacni kapłani wycierpieli w tym kraju wiele przykrości, nigdy ani na chwilę nie zaprzestali swego misjonarskiego trudu”. Niestety od 1647 r. trwała ofensywa angielskich wojsk. W tym to roku w Cashel niejaki Murrough, spalił żywcem ok. 1500 ludzi, szukających schronienia w miejscowej katedrze. Z racji wzmożenia prześladowań, trzej Francuzi wraz z ks. White’m wrócili do Francji. Dyktator W 1649 r. rozpoczęła się inwazja na Zieloną Wyspę Olivera Cromwella. Kim był? Dyktatorem. Według Armina Mohlera: „Dla zwykłego Irlandczyka nazwisko dyktatora trwa w nim tak, jak nazwisko Hitlera u żydowskiego emigranta albo nazwisko Stalina u kogoś, kto przeżył Gułag”. Co robił? Jaku Ostromęcki – historyk Do Rzeczy, tak go opisuje: „Cromwell wylądował w Dublinie w 1649 r. i od razu zabrał się do dzieła. Jego pierwszym łupem padło miasto Drogheda. Jeńcy zostali wymordowani. Księży i zakonników potraktowano jak walczących i podzielili los obrońców. Dowodzący twierdzą rojalista sir Arthur Aston został zatłuczony na śmierć przez żołdaków Cromwella swoją drewnianą protezą nożną. Najemnicy byli przekonani, że trzyma w niej złoto”. Ludobójstwo Akty te możemy nazwać ludobójstwem. Uczestnicy rebelii z 1641 r. zostali skazani na śmierć. Kto miał jakikolwiek związek z powstaniem tracił całą swoją ziemię. Za uporczywe trwanie przy katolicyzmie, albo przechowywanie księdza, groziła utrata ¾ ziemi. Cromwell utworzył też tzw. strefy śmierci, gdzie wieszano każdego napotkanego Irlandczyka. Dodatkowo, wraz ze swymi oddziałami, dyktator ten celowo niszczył plony, aby sprowadzić na Irlandię falę głodu. Anglicy uruchomili też machinę przymusowych deportacji na Barbados. Kwitł handel ludźmi. Niewolnictwo Irlandczyków, Anglicy nazywali „służbą kontraktową”. „Szacuje się, że w wyniku zarazy, deportacji, głodu i egzekucji mogło zginąć od 20 do 50 proc. populacji. W niewolę sprzedano 50 tys. „sług”. Katolikom zakazano osiedlania się w miastach. W 1640 r. w Irlandii 60 proc. ziemi należało do katolików. W 1657 r. liczba ta spadła do 8 proc.”. Figura Matki Bożej z Limerick Wyrwani ze szponów szatana Tymczasem, w samym środku tej wojennej zawieruchy znaleźli się bohaterowie Zgromadzenia Misji. W listopadzie 1649 r. zmarł Dermot O’Brien. W 1651 r. pozostało ich wyspie trzech: G. Bryan, E. Barry, T. Lee. Na początku tego roku przeprowadzili oni misję w Limerick, dokąd schronili się mieszkańcy uciekający przed Anglikami. Biskup diecezji wydarzenia te opisywał Wincentemu: „Z początkiem tego roku przeprowadziliśmy misję w tym mieście (…) Przyniosła ona takie owoce i takie zadowolenie wszystkich, że nie wątpię, iż z pomocą Bożą większość z nich uwolniła się od szponów szatana, skutkiem zbawiennego naprawienia wielu win, takich jak nieważne spowiedzi, pijaństwo, przekleństwa, cudzołóstwa i inne. Wykorzeniono je całkowicie”. Jose Maria Roman w Biografii św. Wincentego, w passusie dotyczącym początków Zgromadzenia na Zielonej Wyspie, dodaje wzruszający przykład burmistrza Limerick – Tomasza Stritcha, który: „Swój urząd zainaugurował rekolekcjami w domu Misjonarzy, a w dniu zakończenia misji szedł w procesji do kościoła patronki miasta, Matki Boskiej z Limerick, aby w jej dłonie złożyć klucze od bram miejskich”. List syna do Ojca Niestety już wiosną tego roku, miasto zostało najechane przez zięcia Cromwella, Henry’ego Iretona. Kiedy zajął miasto, kazał wytracić jego najznamienitszych obywateli (w tym pobożnego burmistrza T. Stritcha). Każdy schwytany duchowny szedł na śmierć. Miejscowy biskup musiał uciekać w przebraniu żołnierza. Podobnie uczynili i Misjonarze. Ks. Bryan napisał w tym czasie list do Wincentego, w którym stwierdza, że „ze stu lub stu dwudziestoma kapłanami i mnichami, przebrani za żołnierzy muszą uciekać z miasta”. Wraz z ks. Barry’m postanowili rozdzielić się. T. Lee przebywał wtedy w okolicach swojego miejsca urodzenia. Ruiny twierdzy Rock of Cashel List Ojca do synów Wincenty, na wieść o wydarzeniach w Irlandii, napisał list do ks. Bryana, którego ton i przesłanie jest zdumiewające. „Byliśmy bardzo zbudowani listem Księdza (ks. Bryana przyp. aut.), dostrzegając w nim dwa znaki cudownego działania łaski Bożej. Pierwszy to ten, że powierzył się Ksiądz Bogu, starając się wytrwać w tym kraju pośród tylu niebezpieczeństw i woląc raczej przyjąć śmierć, niźli zaprzestać służby bliźnim. Drugi, to że myśli Ksiądz o ocaleniu swych braci, odsyłając ich do Francji, aby uniknęli niebezpieczeństwa. Do pierwszego czynu skłonił Księdza duch męczeństwa, do drugiego roztropność. Obie te cnoty zrodziły się z przykładu naszego Pana, który idąc właśnie na swą śmierć męczeńską za zbawienie ludzi, pragnął zabezpieczyć i ocalić swych uczniów, mówiąc: «Jeżeli Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść» (J 18, 8). Skoro pozostali będący tam z Księdzem Misjonarzem żywią podobny zamiar kontynuowania pracy, nie bacząc na niebezpieczeństwa wojny i zarazy, to sądzimy, że trzeba ich zostawić w spokoju. Cóż my wiemy o losie, jaki Bóg im przeznaczył. Pewne jest tylko, że nienadaremnie natchnął ich takim świętym postanowieniem. Boże mój, jak niezbadane są Twoje wyroki!… Bo pragniesz mieć żniwo zacnych dusz, aby dobrym ziarnem napełnić swoje spichrze. Wielbimy Twoje plany, Panie”. Heroizm Księża Bryan i Barry zdołali po wielu trudnych perypetiach dostać się do Francji w 1652 r. Jeden z nich był przez dwa miesiące ukrywany w górach przez pobożną niewiastę. Drugi uciekł z kraju w przebraniu żołnierza wraz ks. biskupem diecezji Cashel. Ks. Barry posługiwał później we Francji: w Richelieu (1652-53) i Montauban (1653-80), gdzie pełnił funkcję dyrektora seminarium. Zmarł w 1680 r. Ks. Bryan był superiorem w La Rose (1652-54), Troyes (1657-58), Meaux (1658-60) i Toul (1660-1662). A w 1662 r. … powrócił do Irlandii. „Wznowił apostolską pracę z gorliwością, co nie miała słabości. Ani więzienie, ani choroba, która dwukrotnie doprowadziła go niemal do śmierci, nie mogła zatrzymać heroizmu tego Misjonarza”. Prawdopodobnie zmarł w swojej ojczyźnie. Misja na Irlandii przetrwała tylko sześć lat. Na Zielonej Wyspie, na stałe, Misjonarze zaczęli się osiedlać dopiero w XIX wieku. Witraż przedstawiający scenę męczeństwa z czasów Tadeusza Lee. Puenta W 1747 r. Piotr Coste, wybitny historyk i tłumacz Zgromadzenia Misji, tak oto opisał męczeństwo Tadeusza Lee: „Heretycy, którzy odkryli jego odosobnienie, masakrowali go przed oczami jego matki. Rozbili mu głowę, po odcięciu mu nóg i rąk, stosując nieludzką i barbarzyńską karę. Miała ona posłużyć, jako pokazanie księżom tego, czego mogą się spodziewać, gdy zostaną schwytani”. Czy Tadeusz Lee zostanie kiedykolwiek beatyfikowany? Dnia 7 listopada 1917 r. w St. Joseph Blackrock odbył się synod prowincjalny dla Irlandii. Podjęto na nim decyzję, aby wszcząć starania, przeprowadzić śledztwo, w celu rychłej beatyfikacji T. Lee. Według 23. Przełożonego Generalnego Zgromadzenia Misji, ks. Roberta P. Maloneya, prawdopodobnie nigdy to się jednak nie stanie. Za mało wiemy o Tadeuszu. Ks. Maloney puentuje: „Tak więc pierwszym męczennikiem w naszej Rodzinie Wincentyńskiej był kleryk, który zmarł w izolacji od swoich towarzyszy, torturowany na oczach swej matki”. Ubogi Syn, Ubogiej Ziemi. kl. Wojciech Kaczmarek Na podstawie: R. P. Maloney, Five Snapshots of Lesser-Known Vincentian „Saints”, „Vincentiana”, Vol. 48: No. 1 , Article 10, 2004. [dostęp: de Paul, P. Coste, Correspondence, Conferences, Documents, Volume IV. Correspondence vol. 4 (April 1650-July 1653), 1993, Vincentian Digital Books. 29. [dostęp: Roman, Święty Wincenty a Paulo. Biografia, WITKM, Kraków 1990, s. 449-454. [dostęp: A. Mohler, Ludobójstwo na Zielonej Wyspie, [dostęp: J. Ostromęcki, Zagłada Irlandczyków. Anglicy Wymordowali połowę populacji. [dostęp: Unici z Pratulina zostali skazani nie tylko na konfiskaty i śmierć, ale także na zapomnienie. Pamięć o męczennikach miała zginąć razem z nimi. Wbrew prześladowcom przetrwała i owocuje do dziś. W obronie pratulińskiej cerkwi zginęło dziewięciu mężczyzn. Kolejnych czterech zmarło w wyniku odniesionych ran. - Oprawcy nie oddali ich ciał krewnym. Początkowo leżały one przy świątyni. Potem, pod osłoną nocy, w tajemnicy zostały wywiezione na skraj lasu zwanego Wierzbinką. Zakopano je w dole głębokim na 1,5 metra. W „pochówku” nie uczestniczył nikt z miejscowych, ale w jakiś sposób zapamiętano to miejsce - opowiada ks. kan. Jacek Guz, kustosz pratulińskiego sanktuarium. - Dół miał wymiary 13x3,5 m. Był zrównany z ziemią. Mimo to stał się miejscem modlitwy. Po odzyskaniu niepodległości postawiono tam pomnik, na którym wyryto napis: „Tu spoczywają ciała męczenników, którzy dnia 24 stycznia 1874 roku w Pratulinie oddali życie w obronie wiary, Kościoła i polskości. Módlmy się o wyniesienie ich na ołtarze”. Do 1990 r. grób pozostał nienaruszony. Nikt go nie otwierał. Ekshumacja odbyła się 18 maja. Szczątki przeniesiono do kościoła. W 2014 r. relikwie złożono w nowym sarkofagu, który umieszczono pod ołtarzem. Pierwszy sarkofag jest dziś pusty. Stoi w kościółku - martyrium na pozostałościach fundamentów cerkwi, której bronili męczennicy - dodaje. Godnie i ze czcią Od ekshumacji minie w tym roku 31 lat. - Była ona jednym z etapów procesu beatyfikacyjnego. Stronę kościelną reprezentowali wtedy bp Wacław Skomorucha, o. Gabriel Bartoszewski i ks. Zdzisław Młynarski. Mnie przypadła rola notariusza - wspomina ks. prałat Mieczysław Głowacki. - Obok kapłanów była również grupa lekarzy różnej specjalności oraz pratulińscy parafianie. Na miejscu stawiliśmy się rano. Było nam znane. Od lat mówiło się, że to właśnie tam, przy lesie, w pobliżu dawnego cmentarza unickiego spoczywają nasi męczennicy. Rozpoczęliśmy od modlitwy. Potem wbito łopaty. Po jakimś czasie zaczęto wydobywać kości. Każdą opisywano. Znaleziono 13 czaszek i tyleż samo par kości udowych. Uwagę lekarzy zwróciła np. jedna z czaszek, na której zaobserwowano wgniecenie spowodowane jakimś twardym narzędziem. Po zakończeniu prac podpisano stosowny protokół. Kości zostały złożone w drewnianym sarkofagu i zawiezione do kościoła. Umieściliśmy je niedaleko wejścia do świątyni. Nie można było złożyć ich bliżej ołtarza, bo przecież męczennicy nie byli wtedy jeszcze beatyfikowani. Stojąc nad otwartym grobem, staraliśmy się zachowywać odpowiednią atmosferę, zachowywać się godnie i ze czcią - podkreśla ksiądz prałat. Pamięć była zawsze W gronie uczestników ekshumacji znalazł się także pochodzący z parafii Pratulin ks. Franciszek Klebaniuk. - Byłem wtedy w klasie maturalnej. Bardziej skupiłem się jednak na ekshumacji Konrada Greczuka, który przez lata zbierał relacje o męczeństwie unitów i przekazywał wieści o misjach. Przeprowadzono ją tego samego dnia. Szczątki K. Greczuka złożono na obecnym cmentarzu. Niedawno ekshumowano je kolejny raz i pochowano na przykościelnym placu - wyjaśnia. - Co do ekshumacji męczenników, ich kości znaleziono w miejscu, które od lat wskazywano jako ich grób. Szczątki znajdowały się na różnych głębokościach. Ich układ wskazywał, że błogosławieni zostali pochowani bez trumien, bezładnie i bez czci. Początkowo ich grób nie był oznaczony. Ogrodzenie pojawiło się dopiero po wojnie. Podczas procesu pytano nas o kult męczenników. Chciano potwierdzić, że ludzie pamiętają o nich i modlą się przez ich wstawiennictwo. Kiedy byłem dzieckiem, moja babcia Agata wysyłała mnie na miejsce męczeństwa, gdzie dawniej stała unicka cerkiew. Prosiła, bym przyniósł jej stamtąd trochę ziemi. Z wiarą i czcią dosypywała ją do herbaty. Była przekonana, że ta ziemia jest przesiąknięta krwią unitów. Wierzyła, że męczennicy mają moc wyprosić nam u Boga potrzebne łaski i zdrowie. Pamiętam, że teren po cerkwi był zadbany i ogrodzony. Wszyscy wiedzieliśmy, że właśnie tam zginęli męczennicy. Na Boże Ciało stawialiśmy tam ołtarz - opowiada ks. F. Klebaniuk. Konno, jak dawniej Wspomnieniami zgodziła się podzielić z nami również Józefa Kowaluk z Pratulina. - Ekshumację poprzedziły przygotowania. Ksiądz proboszcz prosił o przyniesienie białych prześcieradeł, którymi zaścielono stoły, na których składano wydobyte kości. Prosił też o zgromadzenie węgla drzewnego z pieców chlebowych. Był potrzebny do sarkofagu. Kości złożono w miedzianej trumnie, którą umieszczono potem w drugiej, dębowej. Węgiel posłużył do wypełniania przestrzeni między jedną a drugą „skrzynią” - tłumaczy pani Józefa. Podkreśla, że ekshumacja trwała od rana do popołudnia. - Lekarze pokazywali nam wydobyte kości i tłumaczyli, które należą do młodego, a które do starszego mężczyzny. Jedna z czaszek miała kompletne uzębienie; należała zapewne do najmłodszego męczennika. Kości dokładnie oczyszczano z ziemi. Po zliczeniu i opisaniu złożono je w sarkofagu. Obecny przy ekshumacji o. Gabriel Bartoszewski zasugerował, by przewieźć je do kościoła konno, jak za czasów naszych męczenników. Miał rację, przecież nasi błogosławieni byli wieśniakami i posługiwali się końmi. Sarkofag przywieziono do kościoła i odkryto. Wszyscy, po kolei, podchodziliśmy do niego i oddawaliśmy cześć znajdującym się w nim relikwiom. Potem został zapieczętowany i ustawiony na przygotowanym wcześniej miejscu. Tego nie da się zapomnieć! - przekonuje pani Kowaluk. Tego nigdzie nie było! Nasza rozmówczyni podkreśla, że męczennicy zostali pochowani poza poświęconą ziemią. - Wiem o tym nie z książek, ale z przekazów. Pochówek pod lasem świadczył o pogardzie Kozaków względem naszych unitów. Za sprzeciw wobec cara chcieli ich ukarać nawet po śmierci. Zakopano ich poza cmentarzem, na drodze. W obronie cerkwi zginęło dziewięciu unitów. Czterech zmarło wskutek ran. Proszę pamiętać, że dogorywali w męczarniach. W tamtym czasie nie było środków przeciwbólowych, tak jak dzisiaj. Pamiętam procesję z sarkofagiem. Męczennicy wracali do nas godnie, w modlitwie; wracali do kościoła, a więc do źródła z którego czerpali siły. Dla naszej społeczności było to ogromne wydarzenie, cały czas się o tym mówiło. Podchodziliśmy do tego także emocjonalnie. Przecież czegoś takiego nie było nigdy w dekanacie, ba, w całej diecezji! Był maj, ale ludzie rzucili swoją robotę i przyszli do grobu. Kult męczenników był u nas silny. Ludzie modlili się do nich i brali ziemię z miejsca ich śmierci. Wiem, że nasi błogosławieni nie uzdrawiają, to Bóg uzdrawia, ale oni ciągle proszą Go o to, czego potrzebujemy. Bóg ciągle uzdrawia za ich przyczyną - podsumowuje pani Józefa. Echo Katolickie 13/2020 opr. mg/mg Kolejny internetowy łańcuszek podbija media społecznościowe. Tym razem po raz kolejny, gdyż jest delikatnie zmienioną wersją historii sprzed ponad dekady i pojawiał się w internecie już wielokrotnie. Aktualna sytuacja w Afganistanie tylko wzmacnia rzekomą wiarygodność tych doniesień. Jest nimi prośba o modlitwę za misjonarzy, którzy mają zostać poddani egzekucji w Afganistanie. Liczba skazańców w zależności od wpisu potrafi różnić się dość znacząco. Wszystkie rozpowszechniane wersje łączy jednak jedna cecha – są przez lata poruszany był przez redakcje różnych portali, takich jak Snopes, Lead Stories, AFP Fact Check czy W Afganistanie 229 misjonarzy zostało skazanych przez Talibów na ocena:Jak podaje portal Snopes łańcuszek ten krążył już w 2009 roku w formie mailowej i sms-owej. W internecie wciąż dostępne są liczne wpisy sprzed lat, jak ten post z Facebooka z 2015 roku. Tutaj przykład z 2019 roku, wraz ze zdjęciem (Uwaga! Fotografia jest drastyczna!). Ostatnie wydarzenia w Afganistanie sprawiły, że łańcuszek wypłyną po raz kolejny. Najpierw za granicą, potem dotarł do Polski. Na Facebooku jeden z postów uzyskał ponad 300 skazani na śmierć?Jak widać na przykładach powyższych wpisów, liczba skazanych na śmierć misjonarzy z pierwotnych 22 wzrosła do 229. Osoby powielające ten łańcuszek twierdzą, że do egzekucji ma dojść “jutro” lub “dziś po południu”. Nigdzie jednak nie znajdziemy informacji o takich egzekucjach. Ani my, ani redakcje przynajmniej 7 innych portali fact-checkingowych ( Reuters, PolitiFact czy USA Today) nie znalazły żadnych dowodów, by miało dojść do tego typu wydarzeń w ostatnich latach. Również katolicki portal ACI Prensa uznał łańcuszek za najprawdopodobniej jest oparta o rzeczywistą sytuację, która miała miejsce w 2007 roku, a więc dwa lata przed pierwszym pojawieniem się łańcuszka. Wówczas Talibowie porwali grupę 23 południowokoreańskich misjonarzy i wolontariuszy Kościoła Prezbiteriańskiego. Początkowo zamordowali dwójkę z nich, a następnie uwolnili dwie osoby. Pozostałe osoby wypuścili po półtoramiesięcznych negocjacjach i otrzymaniu KuszW niektórych postach znajdziemy również informację o mieście Quaragosh (spolszczona wersja – Kara Kusz, w obiegu są również dwie inne nazwy miasta – Al-Hamdanijja oraz Bachdida) w Iraku. Jest to miasto zamieszkiwane głównie przez chrześcijański lud Asyryjczyków. Według powielanych wpisów, Kara Kusz miał zostać zajęty przez bojowników Państwa Islamskiego. Faktycznie, taka sytuacja miała miejsce w 2014 roku. Ekstremiści zniszczyli sporą część zabudowy tego miasta, skupiając się przede wszystkim na budynkach sakralnych. W 2016 roku Kara Kusz został wyzwolony przez iracką armię i asyryjskie jednostki Kara Kusz jest ciągle w stanie odbudowy, ale spora część mieszkańców powróciła do swojego miasta. W marcu tego roku Papież Franciszek odbył pielgrzymkę do Iraku odwiedzając również Kara Kusz. Region ten aktualnie nie jest zagrożony, a doniesienia z omawianych wpisów nie są prawdziwe. Informacje o zdobyciu Kara Kusz po prostu zostały dodane do łańcuszka po 2014 roku i powielane bez weryfikacji. Aktualnie w mieście znajduje się relikwia Krzyża Świętego, która została tam dostarczona przez Kustodię Ziemi Świętej. Ma to umożliwić mieszkańcom modlitwę przy jednej z najważniejszych relikwii chrześcijaństwa, gdyż w aktualnej sytuacji pielgrzymki do Ziemi Świętej są bardzo które znajdziemy przy poszczególnych postach, również nie przedstawiają chrześcijańskich misjonarzy. Do tego wpisu dołączono zdjęcie pochodzące z artykułu The New York Times’a. Przedstawia ono jednak syryjskich rebeliantów, którzy wzięli do niewoli żołnierzy Armii Syryjskiej. Wkrótce dokonali na nich również kolei w tym przykładzie (Uwaga! Fotografia jest drastyczna!) mamy do czynienia z morderstwami w Iraku, a nie w Afganistanie. Jak ustalił portal AFP Fact Check, zdjęcie zostało zrobione w 2015 w Niniwie, znajdującej się w północnej części kraju. Dokonano wówczas egzekucji trzech osób oskarżonych o szpiegowanie na rzecz irackiego rządu. W tamtym czasie region był pod panowaniem Państwa ta fotografia przedstawia modlące się przy krzyżu pakistańskie kobiety w intencji Asii Bibi. Kobieta została w 2010 roku oskarżona o bluźnierstwo przeciwko Allahowi i skazana na karę śmierci. W 2018 roku, po ośmiu latach przebywania w celi śmierci, została uwolniona, po tym gdy pakistański sąd najwyższy uznał, że nie ma wystarczających dowodów na jej winę. Obecnie kobieta mieszka w chrześcijan w AfganistanieNie ma wątpliwości, że sytuacja chrześcijan w Afganistanie nigdy nie była łatwa. Teraz, gdy kraj został przejęty przez Talibów, wydaje się jeszcze gorsza. Jak podaje Departament Stanu USA w swoim raporcie za 2020 rok, mniejszościowe grupy (Hindusi czy chrześcijanie) stanowią najprawdopodobniej zaledwie 0,3% mieszkańców Afganistanu. Jak czytamy w dokumencie:“According to international sources, Baha’is and Christians lived in constant fear of exposure and were reluctant to reveal their religious identities to anyone. According to some sources, converts to Christianity and individuals studying Christianity reported receiving threats, including death threats, from family members opposed to their interest in Christianity. Christian sources estimated there were “dozens” of Christian missionaries in the country, mostly foreign but some local.”Tłumacznie:„Według międzynarodowych źródeł, bahaici i chrześcijanie żyli w ciągłym strachu przed ujawnieniem i niechętnie ujawniali komukolwiek swoją tożsamość religijną. Według niektórych źródeł, nawróceni na chrześcijaństwo i osoby studiujące naukę chrześcijańską zgłaszały otrzymywanie gróźb, w tym gróźb śmierci, od członków rodziny, którzy sprzeciwiali się ich zainteresowaniu religią chrześcijańską. Źródła chrześcijańskie szacują, że w kraju przebywało „dziesiątki” chrześcijańskich misjonarzy, w większości zagranicznych, ale niektórzy lokalni.”Liczba misjonarzy i osób wyznających chrześcijaństwo w Afganistanie jest trudna do określenia. Afgańczycy nie mają prawa legalnie zmienić wyznania na chrześcijańskie. W całym kraju nie ma też ani jednej publicznej świątyni tego wyznania. Po zajęciu Kabulu przez Talibów, część osób poprosiła o wsparcie papieża w ucieczce ze stolicy. Przykładem może być historia Alìego Ehsani, którego rodzice zostali zamordowani w latach 90. przez islamskich fundamentalistów za wyznawanie tym przypadku mamy do czynienia z dość starym łańcuszkiem, który od lat udostępniany jest w internecie. Sama historia jest prawdopodobnie oparta na dramacie koreańskich misjonarzy z 2007 roku. Łańcuszek zmieniał się przez lata, od liczby skazanych na śmierć osób, poprzez dodawanie informacji, takich jak ta o Kara Kusz. Zdjęcia, które są dołączone do wpisów, ani razu nie przedstawiały chrześcijańskich misjonarzy. Na koniec warto zaznaczyć, że sytuacja chrześcijan w Afganistanie jest bardzo ciężka. Przyznanie się do wyznawania tej religii może grozić nawet śmiercią. Nie zmienia to jednak faktu, że historia o egzekucji od 22 do 229 misjonarzy jest oraz Press International: Global: oraz News: Fact Check: Globe and Mail: Stanu USA: Washington Post: Stories: Your browser can't find the document corresponding to the URL you typed in.

misjonarze skazani na śmierć